Wzrost gospodarczy może następować dzięki konsumpcji tylko przez pewien okres. Z czasem, bez inwestowania, możliwości wzrostu się wyczerpują – mówi prof. Elżbieta Mączyńska, prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego. Rozmawiał Stanisław Koczot
Ekonomiści coraz częściej mówią o globalnym spowolnieniu gospodarczym. Czy rzeczywiście ono nadchodzi, a jeżeli tak, to jakie są jego symptomy?
PROF. ELŻBIETA MĄCZYŃSKA: Nieodłączną cechą gospodarki rynkowej jest cykliczność, czyli występujące w niej cykle koniunkturalne: gospodarka rośnie i następnie spada, potem znowu rośnie i znowu spada… W Stanach Zjednoczonych dobra koniunktura trwa już prawie dziewięć lat, a najdłuższy okres prosperity miał miejsce przed kryzysem 2008 r. To dodatkowo skłania wielu ekonomistów do snucia analogii. Według nich, po okresie dobrej koniunktury może dojść do głębokiego kryzysu. Jeżeli chodzi o symptomy spowolnienia, pojawiają się one w handlu zagranicznym, ponieważ gdy słabnie koniunktura, słabnie również eksport i import. Tak jest teraz na przykład w Niemczech. Dla Polski nie jest to dobra wiadomość, bo osłabienie koniunktury u naszych zachodnich sąsiadów przeniesie się wcześniej czy później na nas. Polska jest krajem otwartym gospodarczo, czyli bardzo silnie związanym z innymi gospodarkami, poprzez relacje eksportowo-importowe. Stąd też, jeżeli następuje globalne osłabienie koniunktury, wówczas przenosi się ono także na nasz kraj.
W jakim stopniu Polska może doświadczyć globalnego spowolnienia?
Nie musimy doświadczyć go natychmiast i w takiej samej skali jak inne gospodarki. Kryzys 2008 r. wyraźnie to pokazał. Polska nie miała tak wielkich problemów jak inne kraje, uniknęliśmy recesji. Mimo to ten światowy kryzys odbił się negatywnie na niektórych sektorach gospodarki, w tym na rynku nieruchomości, gdzie wystąpiła dekoniunktura połączona ze spadkiem cen nieruchomości. Obecnie polska gospodarka rozwija się dynamicznie. Zważywszy na nasz znaczny potencjał rozwojowy, można zakładać, że jeśli doświadczymy osłabienia gospodarczego, to z pewnym opóźnieniem. Jeśli zatem nastąpiłoby ono wtedy, gdy inne kraje już zaczynałyby wychodzić z kryzysu, to dotknąłby on nas w mniejszym stopniu.